Jukatan. Ze skorpionem spędzić noc...
artykuł czytany
23856
razy
O umówionej porze wraca po nas nasze colectivo. Jedziemy na dworzec autobusowy w Valladolid, gdzie po 45 pesos kupujemy bilety do nadmorskiego Tulum. Autobus dość długo wlecze się dziurawą drogą wzdłuż wybrzeża.
Po drodze mijamy liczne kramy z barwnymi tkaninami. Napisy po angielsku. Jukatan jest bardzo komercyjny. I bardzo zamerykanizowany. Powoli zapada już zmierzch, kiedy wjeżdżamy wreszcie pomiędzy pierwsze zabudowania Tulum.
Pomaga nam Jesus
Ledwie wysiadamy na dworcu, kiedy jak spod ziemi wyrasta Jesus. A właściwie don Jesus, bo to mężczyzna w wieku już mocno średnim. Mężczyzna jest pośrednikiem turystycznym. Mieszka i pracuje na Jukatanie, więc dobrze zna angielski. Na tyle dobrze, że nawet nie chce rozmawiać po hiszpańsku. ,,Ja właściwie, to po hiszpańsku kiepsko mówię" - wyjaśnia. Ot, żartowniś.
Jesus zabiera nas na camping ,,Papaya Playa" (,,Papajowa plaża") pod Tulum. Za sto pesos od osoby wynajmujemy chatę, zwaną tu ,,cabana". Chatka jest raczej prymitywna, za to cena - jak na wybrzeże Morza Karaibskiego - dość przystępna.
Ale coś za coś. Jesteśmy kilka kilometrów od Tulum i jego licznych lokali gastronomicznych. Innymi słowy jesteśmy zdani na campingową restaurację, która już do tanich nie należy. Spaghetti kosztuje około 60 pesos, a piwo - 20. Nie płacimy od razu, tylko podajemy numer chatki. Kolację doliczą nam do rachunku.
Po kolacji wracamy do chatki. I wtedy Aneta znajduje na swojej moskitierze skorpiona. Zwierzak szybko ucieka, ale i tak ogarnia nas lekka groza. I znów jak spod ziemi wyrasta Jesus, który uspokaja nas: ,,Ukłucie skorpiona nie jest śmiertelne, nie traficie nawet do szpitala".
Już całkowicie wyluzowani, idziemy na spacer na odległy o kilkanaście zaledwie metrów brzeg morza. Z plaży podziwiamy pięknie widoczną Drogę Mleczną. Ale przed snem sprawdzam jednak jeszcze dokładnie pościel pod moskitierą. Czysta!
Przeczytaj podobne artykuły